Dziś króluje modraszka.

Dziś na zdjęciach króluje modraszka.
Mam do niej szczególną słabość. Mała, pełna energii, zawsze w ruchu. Chyba najmniej płochliwa z całej tej drobnej ekipy, a ten niebieski… cóż — mój ulubiony kolor nie mógł trafić lepiej. Temu wszystkiemu towarzyszyła też koleżanka bogatka i dołączyła się sójka.

To była zasiadka. Miejsce może nie idealnie przygotowane, ale za to praktyczne i skuteczne. Odrobina ziaren, dobrze dobrany patyk przywiązany do obalonego drzewa, kamuflaż… i przede wszystkim cierpliwość. Reszta przyszła sama.

Bogatka przylatywała pewnie, jakby dokładnie wiedziała, że to jej scena. Krótkie przysiady, szybkie spojrzenia, błysk oka i znów w ruchu. Ten nieustanny taniec sprawia, że trudno oderwać od niej wzrok — i jeszcze trudniej przestać naciskać spust migawki.

Czasem nie potrzeba idealnych warunków ani spektakularnych scenerii. Wystarczy mały ptak, chwila ciszy i uważności — a natura robi resztę.

Drugie spotkanie nad rzeką Ouvèze

To była prawdziwa zasiadka nad rzeką Ouvèze w Ardèche, pełna ciszy, skupienia i szukania idealnego kadru. W końcu pojawił się on — pluszcz, niezwykły ptak rzek górskich. Niski, krępy, z białą piersią i ciemnym upierzeniem, poruszał się pewnie po kamieniach, zanurzał w wodzie i nurkował jak mały akrobata. To jeden z nielicznych wróblowatych, który potrafi chodzić po dnie rzeki i pływać pod wodą, a jego obecność świadczy o czystości środowiska.

Obserwowanie go i próba uchwycenia właściwego światła — tak, by jego sylwetka wyraźnie odcinała się od nurtu — było pięknym wyzwaniem. Ta sesja uświadomiła mi też ograniczenia mojego sprzętu – obiektywu. Właśnie dlatego coraz poważniej myślę o zakupie jaśniejszego…

Nieoczekiwane spotkanie nad Rodanem.

Słońce stało już wysoko — zbyt wysoko, by marzyć o idealnym świetle. Kontrast ostry, cienie twarde, powietrze drżało od gorąca. Nie był to czas na robienie zdjęć… raczej na odpoczynek i obserwację. Stanąłem nad Rodanem, wsłuchany w cichy szum wody.

Nic się nie działo. Wysokie słońce, rozedrgane powietrze, zapach lata. Zatrzymałem się tylko na chwilę, by podejść do brzegu. Zobaczyć, co można zobaczyć, może kaczki, łabędzie, może czapla?

I wtedy on się pojawił. Niespodziewanie. Zaskoczył mnie — nie byłem gotowy. Żadnego planu, żadnego kamuflażu. Krótkie spodenki, aparat w dłoni, zero profesjonalizmu. A jednak… coś w tym spotkaniu było prawdziwe.

Stałem w cieniu, słońce miałem za plecami. Może mnie nie zauważył. A może po prostu zignorował — bo w świecie natury czasem to my jesteśmy tylko gośćmi.

Tak właśnie powstała ta seria. Spontaniczna, nieplanowana, zrodzona z chwili, z gorącego powietrza nad Rodanem i z cichego zdziwienia: że nawet wtedy, gdy nic nie robimy, może wydarzyć się coś niezwykłego.

Zapraszam do obejrzenia zdjęć z tej krótkiej, ale pełnej życia foto-chwili nad Rodanem.

Poranek nad Rodanem.

Dzisiejsze przedpołudnie spędziłem nad Rodanem – w ciszy, z dala od pośpiechu, pozwalając sobie na chwilę zwyczajnego odpoczynku na łonie natury. Nic spektakularnego, żadnych wielkich spotkań czy wyjątkowych ujęć. A jednak… zapraszam Was do małej przygody, bo czasem to, co proste, najpiękniej odsłania Boże stworzenie.

Rzeka płynęła spokojnie, jakby sama chciała zwolnić mój rytm. Rodan jest niezwykły – potężny, pełen historii, łączący Alpy z Morzem Śródziemnym. Zawsze niósł ze sobą życie: dla ludzi, zwierząt, ptaków. Patrząc na jego nurt, można poczuć, że ma w sobie coś z modlitwy – nieustanny ruch, który przypomina o tym, że wszystko płynie z rąk Stwórcy.

Dziś pozwoliłem sobie po prostu być. Z aparatem, z ciszą, z wdzięcznością za to, co zostało dane. Te zdjęcia to drobne fragmenty tego poranka – proste, spokojne, ale prawdziwe. Czasami nie potrzeba niczego więcej.

W oczekiwaniu na… sarnę.

Wydawało się, że znalazłem idealne miejsce na zrobienie zdjęcia Błotniaka Stawowego ale jednak codzienność pisze inne scenariusze. Sarenka (kozioł) była zaskoczona a ja jeszcze bardziej, można powiedzieć szła prosto na mnie… i gąsiorek do pary. Zapraszam do oglądania.

A bohaterami tego dnia były żołny…

Upał tego dnia był naprawdę wyjątkowy. Powietrze falowało tak mocno, że obraz drżał nawet przed naciśnięciem spustu migawki. W takich warunkach fotografowanie to zawsze wyzwanie — wszystko wydaje się uciekać, rozmywać, chować w drgającym gorącu. A jakby tego było mało… zapomniałem karty pamięci. Klasyk. Na szczęście niedaleko mieszka mój kolega Bartek, który dosłownie uratował wyprawę — pożyczył kartę, bez której nie zrobiłbym ani jednego ujęcia. Dzięki, Bartek!

Miejsce, w którym powstały te zdjęcia, leży niedaleko Bourg-Saint-Andéol i Pierrelatte — kawałek dzikiej, otwartej przestrzeni, gdzie natura wciąż gra pierwsze skrzypce. To naprawdę niesamowity teren, idealny dla miłośników ptaków i fotografii.

A bohaterami tego dnia były żołny — jedne z najpiękniej ubarwionych ptaków Europy. Smukłe, z długimi skrzydłami, z intensywnymi barwami żółci, zieleni, turkusu i brązu, wyglądają jak żywe pędzle zanurzone w palecie tropikalnych kolorów. Żołny to mistrzowie polowania w powietrzu — szybkie, zwinne, eleganckie. Specjalizują się w chwytaniu owadów w locie, szczególnie pszczół i os, które najpierw ogłuszają, a potem pozbawiają żądła o gałąź.

Czekałem na ten moment długo, w słońcu i gorącu, ale kiedy żołny zaczęły przelatywać nad piaskową skarpą, cała trudność nagle miała sens. Każde zdjęcie było małym zwycięstwem nad warunkami — i nagrodą za cierpliwość.

Jeśli ktoś szuka miejsca, które naprawdę potrafi zachwycić przyrodą, to okolice Bourg-Saint-Andéol i Pierrelatte mogę polecić z całego serca. A żołny… cóż, one same zrobią resztę.

Saint-May nie zawiodło…

Kolejna wizyta w Saint-May i kolejne niezwykłe doświadczenie. To miejsce wciąż zachwyca — tu sępy naprawdę są na wyciągnięcie ręki, a każdy krok prowadzi do nowych spotkań z majestatycznymi ptakami szybującymi nad doliną. Tym razem oprócz sępów udało mi się sfotografować także gadożera, który pojawił się niespodziewanie, dodając tej wyprawie jeszcze więcej magii.

Saint-May znów udowodniło, że jest jednym z najbardziej fascynujących zakątków do obserwacji ptaków drapieżnych. Zapraszam do obejrzenia zdjęć z tego wyjątkowego dnia — warto zobaczyć tę dziką potęgę z bliska.

Poranne perkozy.

Dzisiejsze spotkanie nad jeziorem było jak wejście w inny świat — cichy, spokojny, pełen delikatnych ruchów natury. Perkozy, jak zawsze, zachwyciły swoją elegancją. Ich smukłe sylwetki, spokojne ślizganie się po tafli wody i nagłe nurkowania tworzyły mały spektakl, który można oglądać bez końca.

To niezwykłe ptaki: zwinne, wytrwałe, mistrzowie w zanurzaniu się w głąb jeziora w poszukiwaniu pokarmu. Czasami znikały na tyle długo, że zdawało się, jakby jezioro całkowicie je pochłonęło — tylko po to, by nagle wynurzyć się kilka metrów dalej, z kroplami wody błyszczącymi w świetle.

Fotografowanie ich to lekcja cierpliwości i uważności. Trzeba wyczuć rytm, poczekać na odpowiedni moment, na odbicie światła, na ułożenie skrzydeł czy spojrzenie. Nad jeziorem czas płynie inaczej — wolniej, łagodniej, tak jakby Jezus zapraszał, by na chwilę zatrzymać się i zachwycić tym, co stworzył.

To nie tylko zdjęcia. To zapis poranka, który uczy, że piękno kryje się tam, gdzie potrafimy je dostrzec.