Świat budzi się wolniej, jakby nie chciał jeszcze przerywać ciszy. Zimne powietrze szczypie w dłonie, a długi obiektyw przybliża to, co zwykle pozostaje niezauważone. To moja chwila dla siebie — chwila z naturą.
W półmroku późnego wschodu słońca pojawia się rudzik. Cichy, skupiony, jak strażnik poranka. Kilka metrów dalej świergotek, niemal stapiający się z krajobrazem, daje się uchwycić tylko na moment. Światło wciąż chłodne, miękkie, bez pośpiechu — takie, które nie dominuje, ale pozwala być.
To nie jest spektakularny wschód słońca. To wschód prawdziwy.
Cichy. Z daleka. Przez szkło tele.
Dla tych, którzy wstają wcześnie, by choć przez chwilę być bliżej natury.
