Bogatka 😉 W tym miejscu, gdzie rozstawiłem swoje zasiadki na ptaki, pojawiło się kilkanaście energicznych bogatek. To niewielkie, żółto-czarne ptaki, które od razu przyciągają wzrok swoją ruchliwością i ciekawością. Każda z nich podlatywała blisko, jakby chciała sprawdzić, kim jest nowy gość w ich świecie. Obserwowanie, jak przeskakują z gałęzi na gałąź, było prawdziwą przyjemnością. Bogatki są jednymi z najbardziej rozpoznawalnych ptaków w naszych lasach i ogrodach, a jednak za każdym razem potrafią zachwycić. Ten poranek spędzony w zasiadce dał mi chwilę wyciszenia i oderwania od codziennego pośpiechu. To był naprawdę piękny czas – po prostu ja, natura i one.
Czasami trzeba się przygotować…
To była zasiadka, którą przygotowywałem przez kilka dni z cierpliwością i uważnością. Każdego dnia doglądałem miejsca, starannie wysypując ziarno w odpowiednich punktach, tak aby ptaki zaczęły traktować je jak jedno z wielu miejsc, które odwiedzają w poszukiwaniu pożywienia – a nie jako jedyne źródło jedzenia.
Dziś mogę wreszcie podzielić się pierwszymi efektami tej pracy. Na zdjęciach zobaczycie czubatkę i sikorkę ubogą, a dla towarzystwa – zawsze ciekawskiego kowalika. Chwile spędzone w obserwacji tych małych mieszkańców lasu przypominają, jak ważna jest cierpliwość i szacunek wobec przyrody.
Zapraszam do oglądania!
Ta jedna chwila…
Czasem najlepsze zdjęcia wymagają nie tylko dobrego sprzętu i znajomości terenu, ale przede wszystkim cierpliwości. Tego dnia nad rzeką Ouvèze w Ardèche wszystko było dopięte na ostatni guzik: miejsce sprawdzone wcześniej, statyw ustawiony, tło przeanalizowane. Jedynym przeciwnikiem okazało się słońce, które świeciło z zawziętością, tworząc mocne kontrasty i trudne warunki do fotografowania.
A jednak — właśnie w takich momentach przyroda uczy pokory. Przez kilka godzin czekałem na tę jedną chwilę, aż zimorodek pojawi się na swoim ulubionym konarze. Gdy w końcu przyleciał, wszystko nabrało sensu. Intensywne barwy jego piór odbijały światło, a nawet te kontrasty stały się częścią opowieści.
To była chwila nagrody: spotkanie z małym, szybkim klejnotem rzeki. Chwila, która przypomina, że fotografia przyrodnicza to nie tylko obraz — to przeżycie, cisza i ogrom satysfakcji, kiedy natura pozwala się podejść naprawdę blisko.
Dziś króluje modraszka.
Dziś na zdjęciach króluje modraszka.
Mam do niej szczególną słabość. Mała, pełna energii, zawsze w ruchu. Chyba najmniej płochliwa z całej tej drobnej ekipy, a ten niebieski… cóż — mój ulubiony kolor nie mógł trafić lepiej. Temu wszystkiemu towarzyszyła też koleżanka bogatka i dołączyła się sójka.
To była zasiadka. Miejsce może nie idealnie przygotowane, ale za to praktyczne i skuteczne. Odrobina ziaren, dobrze dobrany patyk przywiązany do obalonego drzewa, kamuflaż… i przede wszystkim cierpliwość. Reszta przyszła sama.
Bogatka przylatywała pewnie, jakby dokładnie wiedziała, że to jej scena. Krótkie przysiady, szybkie spojrzenia, błysk oka i znów w ruchu. Ten nieustanny taniec sprawia, że trudno oderwać od niej wzrok — i jeszcze trudniej przestać naciskać spust migawki.
Czasem nie potrzeba idealnych warunków ani spektakularnych scenerii. Wystarczy mały ptak, chwila ciszy i uważności — a natura robi resztę.
Drugie spotkanie nad rzeką Ouvèze
To była prawdziwa zasiadka nad rzeką Ouvèze w Ardèche, pełna ciszy, skupienia i szukania idealnego kadru. W końcu pojawił się on — pluszcz, niezwykły ptak rzek górskich. Niski, krępy, z białą piersią i ciemnym upierzeniem, poruszał się pewnie po kamieniach, zanurzał w wodzie i nurkował jak mały akrobata. To jeden z nielicznych wróblowatych, który potrafi chodzić po dnie rzeki i pływać pod wodą, a jego obecność świadczy o czystości środowiska.
Obserwowanie go i próba uchwycenia właściwego światła — tak, by jego sylwetka wyraźnie odcinała się od nurtu — było pięknym wyzwaniem. Ta sesja uświadomiła mi też ograniczenia mojego sprzętu – obiektywu. Właśnie dlatego coraz poważniej myślę o zakupie jaśniejszego…
Nieoczekiwane spotkanie nad Rodanem.
Słońce stało już wysoko — zbyt wysoko, by marzyć o idealnym świetle. Kontrast ostry, cienie twarde, powietrze drżało od gorąca. Nie był to czas na robienie zdjęć… raczej na odpoczynek i obserwację. Stanąłem nad Rodanem, wsłuchany w cichy szum wody.
Nic się nie działo. Wysokie słońce, rozedrgane powietrze, zapach lata. Zatrzymałem się tylko na chwilę, by podejść do brzegu. Zobaczyć, co można zobaczyć, może kaczki, łabędzie, może czapla?
I wtedy on się pojawił. Niespodziewanie. Zaskoczył mnie — nie byłem gotowy. Żadnego planu, żadnego kamuflażu. Krótkie spodenki, aparat w dłoni, zero profesjonalizmu. A jednak… coś w tym spotkaniu było prawdziwe.
Stałem w cieniu, słońce miałem za plecami. Może mnie nie zauważył. A może po prostu zignorował — bo w świecie natury czasem to my jesteśmy tylko gośćmi.
Tak właśnie powstała ta seria. Spontaniczna, nieplanowana, zrodzona z chwili, z gorącego powietrza nad Rodanem i z cichego zdziwienia: że nawet wtedy, gdy nic nie robimy, może wydarzyć się coś niezwykłego.
Zapraszam do obejrzenia zdjęć z tej krótkiej, ale pełnej życia foto-chwili nad Rodanem.
Poranek nad Rodanem.
Dzisiejsze przedpołudnie spędziłem nad Rodanem – w ciszy, z dala od pośpiechu, pozwalając sobie na chwilę zwyczajnego odpoczynku na łonie natury. Nic spektakularnego, żadnych wielkich spotkań czy wyjątkowych ujęć. A jednak… zapraszam Was do małej przygody, bo czasem to, co proste, najpiękniej odsłania Boże stworzenie.
Rzeka płynęła spokojnie, jakby sama chciała zwolnić mój rytm. Rodan jest niezwykły – potężny, pełen historii, łączący Alpy z Morzem Śródziemnym. Zawsze niósł ze sobą życie: dla ludzi, zwierząt, ptaków. Patrząc na jego nurt, można poczuć, że ma w sobie coś z modlitwy – nieustanny ruch, który przypomina o tym, że wszystko płynie z rąk Stwórcy.
Dziś pozwoliłem sobie po prostu być. Z aparatem, z ciszą, z wdzięcznością za to, co zostało dane. Te zdjęcia to drobne fragmenty tego poranka – proste, spokojne, ale prawdziwe. Czasami nie potrzeba niczego więcej.
Zatoka Elbląska – ta druga strona tego samego dnia
Niby ten sam dzień, a potrafi zaskoczyć zupełnie inną historią. Zmiana strony zatoki, inne światło, inna przestrzeń — i nagle bohaterem staje się błotniak stawowy. Lekki, płynny w locie, jakby rysował powietrzem linie nad trzcinami.
Król jest niby jeden — bielik. Jednak tego dnia upał zrobił swoje. Falujące powietrze sprawiło, że nawet spotkanie z nim nie dało idealnej ostrości. Za to błotniak latał wyżej, ponad drgającą warstwą gorąca, i właśnie dzięki temu — lub dzięki niemu — zdjęcia wyszły ostrzejsze i spokojniejsze w odbiorze.
Takie są te miejsca. Piękne, żywe, nieprzewidywalne. Zatoka Elbląska po raz kolejny pokazała, że to wspaniała przestrzeń do fotografowania ptaków i natury — niezależnie od planów, zawsze z czymś wartościowym do opowiedzenia w kadrze.
… w fotografii przyrody to natura zawsze rozdaje karty.
Zatoka Elbląska – Rezerwat Przyrody
To jeden z najcenniejszych obszarów wodno-błotnych północnej Polski, prawdziwy ptasi raj, gdzie trzcinowiska, rozlewiska i otwarte wody tworzą idealne warunki do życia i lęgów wielu gatunków ptaków.
Letni dzień nad Zatoką Elbląską miał być poświęcony bielikom. Plan był prosty, oczekiwania duże — ale w fotografii przyrody to natura zawsze rozdaje karty. Bielik pojawił się tylko na chwilę, wystarczająco długo, by zostawić po sobie kilka kadrów i poczucie spotkania z prawdziwym władcą tego miejsca.
Reszta dnia należała do trzcin i ich mieszkańców. Wśród szumu wiatru i cichych odgłosów bagien dał się zauważyć trzciniak — niepozorny, ale doskonale wpisany w ten krajobraz. To on przypomniał, że w ptasim raju nie liczy się tylko to, co spektakularne, lecz także to, co dyskretne i ukryte.
Takie dni uczą pokory i cierpliwości. Tyle udało się zobaczyć i zatrzymać w kadrze. Zapraszam do oglądania.
A bohaterami tego dnia były żołny…
Upał tego dnia był naprawdę wyjątkowy. Powietrze falowało tak mocno, że obraz drżał nawet przed naciśnięciem spustu migawki. W takich warunkach fotografowanie to zawsze wyzwanie — wszystko wydaje się uciekać, rozmywać, chować w drgającym gorącu. A jakby tego było mało… zapomniałem karty pamięci. Klasyk. Na szczęście niedaleko mieszka mój kolega Bartek, który dosłownie uratował wyprawę — pożyczył kartę, bez której nie zrobiłbym ani jednego ujęcia. Dzięki, Bartek!
Miejsce, w którym powstały te zdjęcia, leży niedaleko Bourg-Saint-Andéol i Pierrelatte — kawałek dzikiej, otwartej przestrzeni, gdzie natura wciąż gra pierwsze skrzypce. To naprawdę niesamowity teren, idealny dla miłośników ptaków i fotografii.
A bohaterami tego dnia były żołny — jedne z najpiękniej ubarwionych ptaków Europy. Smukłe, z długimi skrzydłami, z intensywnymi barwami żółci, zieleni, turkusu i brązu, wyglądają jak żywe pędzle zanurzone w palecie tropikalnych kolorów. Żołny to mistrzowie polowania w powietrzu — szybkie, zwinne, eleganckie. Specjalizują się w chwytaniu owadów w locie, szczególnie pszczół i os, które najpierw ogłuszają, a potem pozbawiają żądła o gałąź.
Czekałem na ten moment długo, w słońcu i gorącu, ale kiedy żołny zaczęły przelatywać nad piaskową skarpą, cała trudność nagle miała sens. Każde zdjęcie było małym zwycięstwem nad warunkami — i nagrodą za cierpliwość.
Jeśli ktoś szuka miejsca, które naprawdę potrafi zachwycić przyrodą, to okolice Bourg-Saint-Andéol i Pierrelatte mogę polecić z całego serca. A żołny… cóż, one same zrobią resztę.